Page 11 - plik
P. 11
ZAWILEC

jest groźna... oj groźna! Taka samotna i nieokiełznana myśl, może
nawet gdzieś tam zasiać ziarno, a kto wie, czy nie będzie to ziar-
no niezgody?... No, kto wie? Zbyt dobrze jegomość ten zdawał sobie
z tego sprawę i cierpliwie czekał, aż myślówka się uspokoi, wyszu-
mi i wyhasa. Zrozumiałe jest przecież, że myśl za młodu musi się
wyhasać. Tego pamiętnego dnia myślnia nieśmiało przytuliła się do
ramienia mężczyzny, który uśmiechając się szarmancko, pogładził
ją czule. Ona zaś spłonęła niewinnym rumieńcem i obnażyła swą
nagą prawdę:

Do panteonu chwały zbliżysz się wielkimi krokami,

gdy będziesz miał mało ruchu pod nogami.

Nagą prawdę myśli tak pokochał ten człowiek, że z uwielbie-
niem złożył ją na czworo i wsunął głęboko do butonierki. Kiedyś
napisze dla niej wiersz pod tytułem: Myśl w butonierce lub jakoś
podobnie, ale nie teraz. Teraz nie było na to czasu, gdyż trzeba było
czym prędzej schodził w pośpiechu, aby przywitać się z nowo roz-
poznanym przyjacielem. Kiedy już zszedł z krzesła, to pan Zygfryd
raczył zarówno pokonać nadbrzeżną plażę, na której była skarpa,
na której istniał dom, na którym była weranda, na której stał stół,
na którym tkwił także, zdziwiony takim obrotem sprawy, na wpół
przykucnięty imć jegomość. Pierwszy wyciągnął dłoń pan Zygfryd,
bo jako wytrawny wilk morski, który... itd., lubił być pierwszy... no
i co?

–  Zygfryd Baldachim – powiedział swoim zwyczajem bez ogró-
dek pan Zygfryd.

–  Symplicjusz Wszędorówny – odparł skutecznie pan Symplic-
jusz.

Zygfryd zeskanował szybko twarz rozmówcy łącznie z jego pra-
wym okiem, które do symetrii całej facjaty miało się jak: nijak.

–  Nie bardzo... – kończył myśli pan Zygfryd, gdyż pływając po
różnych akwenach, przywykł myśleć skrótowo. Zmusiły go do tego
częste sytuacje, mrożące krew w żyłach i wymagające podejmowania

{ 15 |
   6   7   8   9   10   11   12